mój pierwszy piec

To bylo już kilka ładnych lat temu. Pierwsze eksperymenty w swojej własnej pracowni, wypalane w SWOIM własnym piecu, bez wożenia "biskwitów" do Czarów.
Prawdziwy piec z duszą, staruszek wysłużony, przeczekał swoje lata w porządkowanej właśnie pracowni na Nowym Mieście w Warszawie. Właściciel, a właściwie leciwy syn ś.p.Właściciela, uradowany, bo
właśnie pozbył się balastu. A balast na prawdę ciężki wynosiło pięciu chłopa.
Do komory pieca wchodziły 3 tycie półki, na każdą po 3 kafle...

TO ON - nauczył mnie pokory, dyscypliny i samozaparcia.
I tak mi zostało do dzisiaj :)
A w komplecie dostałam stare, wysłużone oczka i prastare szkliwa, które w szklanych karafkach ciągle czekają na nowe eksperymenty.

Aha, ten piec odrestaurowałam, posłużył mi rok lub dwa i znalazł nowy dom. i niech służy komuś dalej...

Komentarze

Poleko pisze…
Stary i zniszczony z zewnątrz, ale piec nie powinien być zawsze czysty i ładny. Tam jest ogień, a ogień narusza konstrukcję. Hobby wymaga pewnych poświęceń. Dobrze, że znalazło się tylu chętnych do pomocy :)

Popularne posty